sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział II

   Chwilę przed tym zanim wejdzie pan Robins, zdejmuję kaptur, wyłączam muzykę i zaczynam udawać, że czytam książkę. Nawet nie podnoszę wzroku, kiedy nauczyciel oznajmia:
   - Moi drodzy, to jest Damen Auguste. Właśnie przeniósł się tutaj z Nowego Meksyku. Damen, zajmij, proszę, wolne miejsce z tyłu, obok Ever. Dopóki nie kupisz lektury, będziesz korzystał z jej egzemplarza.
    Damen jest boski. Wiem to, choć nawet nie podnoszę wzroku. Kiedy podchodzi bliżej, całą uwagę skupiam na książce, bo i tak wiem już za dużo o moich kolegach z klasy. Dlatego dla mnie każdy moment błogiej niewiedzy to prawdziwy skarb.
    Jednakże według najgłębiej skrywanych myśli Stacii Miller, która siedzi kilka rzędów przede mną, Damen Auguste jest absolutnie boski. Jej najlepsza przyjaciółka, Honor, zgadza się z tym w zupełności. Ze Stacią zgadza się także chłopak Honor, Craig, ale to już zupełnie inna historia.
    - Cześć. - Damen siada na krześle obok, zrzucając przy okazji mój plecak, który głuchym tąpnięciem spada na podłogę.
     Kiwam głową, nie podnosząc wzroku wyżej niż do czubków jego czarnych, lśniących motocyklowych butów bardziej w stylu glamour niż w gangu harleyowców. Butów, które zdecydowanie nie pasują do rzędów kolorowych sandałków wdzięczących się na zielonej szkolnej podłodze.
     Pan Robins prosi, abyśmy otworzyli książki na stronie 133, co sprawia, że Damen pochyla się między ławkami i pyta:
     - Mogę zerknąć?
    Milczę, obawiając się jego bliskości, ale przesuwam lekturę na środek, aż prawie spada z mojego stolika. A kiedy Damen przysuwa krzesło, jeszcze bardziej zmniejszając przestrzeń między nami, umykam na krawędź siedzenia i chowam się pod kapturem.
     Śmieje się cicho, ale jako że wciąż na niego nie spojrzałam i nie wiem, co ten śmiech oznacza - zdaje się miły i nonszalancki, ale ma też jakieś głębsze znaczenie.
    Schylam się jeszcze bardziej, podpierając dłonią policzek, i spoglądam na zegarek. Próbuję ignorować wszystkie nienawistne spojrzenia i złośliwe komentarze, które reszta klasy kieruje w moją stronę. Na przykład: Czemu ten cudowny, seksowny, przystojny nowy chłopak, musi siedzieć koło tej wariatki?! Biedaczek.Wiem, że tak myślą Stacia, Honor, Craig i wszyscy pozostali uczniowie.
     Tylko nie pan Robins, który prawie tak bardzo jak ja pragnie, by lekcja szybko się skończyła.

     Podczas lunchu wszyscy rozmawiają już wyłącznie o Damenie.
     Widziałaś tego nowego, Damena? Jest boski. - I taki seksowny. - Podobno przyjechał z Meksyku. - Nie,  z Hiszpanii. - Nieważne, na bank z zagranicy. - Muszę go zaprosić na Zimowy Bal. - Nawet go jeszcze nie poznałaś. - Nie martw się, poznam.    - Ja cię nie mogę! Widziałaś tego nowego, Damena? - Haven siada obok mnie, patrząc zza długiej grzywki, której ostre końce niemal dotykając pomalowanych na ciemną czerwień ust.
    - Błagam, ty też? - Potrząsam głową i wgryzam się w jabłko.
    - Na bank tak byś nie mówiła, gdyby zdarzyło ci się na niego choć raz spojrzeć - odpowiada, wyjmując waniliową babeczkę z różowej tekstury i zlizując lukier z wierzchu. Haven robi tak codziennie, choć ubiera się bardziej jak ktoś lubujący się w popijaniu krwi niż zjadaniu małych słodkich ciastek.
     - Gadacie o Damenie? - wtrąca szeptem Miles, siadając koło nas na ławce i opierając łokcie na stole. Jego brązowe oczy patrzą prosto to na mnie, to na Haven, a dziecięca buzia wykrzywia się w uśmiechu. - Jest cudowny! Widziałyście jego buty? Jakby prosto z "Elle". Chyba się z nim umówię.
     Haven zerka na Milesa, mrużąc żółte oczy.
     - Za późno, zaklepałam go pierwsza.
     - Sorry, nie wiedziałem, że interesuje cię ktoś poza Gotami - wyzłośliwia się Miles, wznosząc oczy do niego, i odpakowuje kanapkę.
     Haven się śmieje i mówi:
     - Jeśli ktoś wygląda równie bosko, to oczywiście, że tak. Przysięgam Damen jest tak cholernie przystojny, że musisz go zobaczyć. - Kręci głową, zirytowana, że nie dołączam do ich zachwytów. - Jest po prostu... nieziemski.
    - Nie widziałaś go? - Miles gapi się na mnie, ściskając kanapkę.
     A ja wpatruję się w stół. Może po prostu powinnam skłamać? Robią taką aferę, że to prawdopodobnie jedyne wyjście. Tyle, że nie potrafię. Nie umiem ich okłamać, bo Haven i Miles to moi najlepsi przyjaciele. Jedyni przyjaciele. I tam mam przed nimi wystarczająco dużo tajemnic.
    - Siedziałam obok niego na angielskim - odzywam się w końcu. - Musieliśmy korzystać z jednej książki. Ale nie przyjrzałam mu się zbyt dobrze.
    - M u s i e l i ś m y? - Haven odrzuca grzywkę na bok, żeby lepiej spojrzeń na wariatkę, która odważyła się wypowiedzieć to słowo. - Rany, to chyba było dla ciebie naprawdę przykre, pewnie bardzo cierpiałaś. - Wzdycha przesadnie głośno. - Nie wytrzymam, ty na prawdę nie masz pojęcia, jaką jesteś szczęściarą. Zupełnie tego nie doceniasz.
     - Jaki tytuł miała książka? - Miles zdaje się myśleć, że ma to jakieś głębsze znaczenie.
     - Wichrowe wzgórza. - Wzruszam ramionami, kładąc ogryzek na serwetce i zwijając jej rogi.
     - A kaptur? Włożony czy zdjęty? - pyta Haven.
    Sięgam myślą wstecz, przypominając sobie, jak naciągałam kaptur na głowę, kiedy Damen się do mnie przysiadł.
     - Hm, chyba włożony - odpowiadam. - Tak, na pewno. - Kiwam głową.
     - I bardzo dobrze - mamrocze, łamiąc babeczkę na pół. - Jeszcze tego mi brakuje, żebym musiała konkurować z naszą blond boginią.
      Kulę się i znów wbijam wzrok w stół. Czuję się głupio, gdy ludzie mówią takie rzeczy. Kiedyś tym żyłam, ale to już przeszłość.
     - A co z Milesem? On nie jest dla ciebie konkurencją? - pytam, chcąc odwrócić uwagę od siebie i zwrócić ją na kogoś, komu bardzo się przyda.

    - Właśnie. - Miles przeczesuje dłonią krótkie brązowe włosy i obraca głowę, pokazując się nam z jak najlepszej strony. - Nie zapominaj o mnie.
    - Zero stresu. - Haven strzepuje z kolan białe okruszki. - Damen i Miles grają w przeciwnych drużynach. Co oznacza, że urok osobisty i figura modela Milesa zupełnie się nie liczą.
     - A skąd to wiesz, w jakiej drużynie on gra? - Miles mruży oczy i odkręca korek butelki witaminizowanej wody. - Czemu jesteś taka pewna?
      - Mam dobry gejowski radar - odpowiada Haven, dotykając czoła. - I uwierzcie mi, że facet się nie kwalifikuje.

       Damen jest nie tylko w mojej grupie na angielskim, ale także na plastyce (i wiem to nie dlatego, że koło mnie siedział, bo tak nie było, i nie dlatego, że spojrzałam w jego stronę, ale dlatego, że odbierałam myśli krążące po całej sali - nawet od naszej nauczycielki - pani Machado, która przekazała mi więcej, niżbym chciała), a na dodatek zaparkował koło mnie przed szkołą. I choć do tej pory udawało mi się patrzeć wyłącznie na czubki jego butów, widziałam teraz, że okres ochronny dobiegł końca.
      - Kurka wodna, on tam jest! Dokładnie obok nas! - Miles wydaje z siebie modelowy sceniczny pisk, który zwykle oszczędza na najbardziej ekscytujące chwile w swoim życiu. - Tylko popatrz na tę brykę - lśniąca beemka, przyciemniane szyby. Cudo, istne cudo. Dobra, powiem ci, co zrobimy. Otworzę drzwi od swojej strony, n i e c h c ą c y walnę w jego auto i w ten sposób będę mieć wymówkę, żeby zagadać. - Odwraca się do mnie, czekając na aprobatę.
      - Nie zadrapiesz ani mojego samochodu, ani jego samochodu, ani żadnego innego samochodu. - Kręcę głową i wyjmuję kluczyki.
      - Dobra - zgadza się Miles. - Możesz deptać moje marzenia, wszystko mi jedno. Ale zrób coś dla siebie i tylko na niego spójrz! A potem popatrz mi w oczy i przysięgnij, że Damen nie wywołuje u ciebie gęsiej skórki i zawrotów głowy.
      Z irytacją podnoszę wzrok do nieba i wciskam się między własne auto a kiepsko zaparkowanego nowego garbusa, który stoi pod takim kątem, jakby próbował wdrapać się na moją mazdę. Kiedy próbuję otworzyć drzwi, Miles szarpnięciem zrywa mi z głowy kaptur, ściąga okulary przeciwsłoneczne i biegnie na drugą stronę, skąd - bynajmniej nie subtelnymi gestami - próbuje zmusić mnie, bym spojrzała na stojącego z tyłu Damena.
      Robię to więc. Przecież nie mogę unikać go do końca życia. Wzdycham głęboko i podnoszę głowę.
      A to, co widzę, zapiera mi dech i prawie pozbawia przytomności.
      I chociaż Miles zaczyna do mnie machać, gapić się znacząco i dawać wszystkie możliwe sygnały, abym porzuciła misję i wróciła do bazy - nie potrafię. Pewnie, że bym chciała, bo wiem, że zachowuję się jak kompletna kretynka (za którą i tak wszyscy w szkole mnie uważają), ale najzwyczajniej w świecie nie mogę. Nie chodzi tylko o to, że Damen jest niezaprzeczalnie piękny, a jego lśniące ciemne włosy dotykają ramion i kręcą się, otaczając idealnie wyrzeźbione kości policzkowe... Chodzi o to, że kiedy na mnie patrzy, kiedy podnosi ciemne okulary i spogląda mi w twarz, widzę, że jego migdałowe oczy są głębokie, ciemne i dziwne znajome - otoczone rzęsami tak gęstymi, że zdają się być sztuczne. I te usta! Wydatne, doskonale ułożone w łuk Amora. I ciało - odziane w czerń, smukłe, szczupłe, perfekcyjnie zbudowane.

       - Ever? Halooo! Już możesz się obudzić. Proszę. - Miles odwraca się do Damena i śmieje się nerwowo. - Przepraszam za koleżankę, ona zwykle nie zdejmuje kaptura...
      Oczywiście, wiem, że muszę przestać. Natychmiast muszę przestać. Ale oczy Damena wciąż się we mnie wpatrują, a ich kolor robi się coraz głębszy, w miarę jak usta układają się w uśmiech. Tyle że to nie jego boskie ciało tak mnie zahipnotyzowało, zupełnie nie o to chodzi. Bardziej fascynuje mnie to, co dzieje się wokół owego ciała - od czubka pięknej głowy aż po czubki czarnych motocyklowych butów... Pusta. Zupełnie bezbarwna przestrzeń.
      Żadnego koloru. Żadnej aury. Żadnego pulsowania świateł.

       Każdy ma swoją aurę. Z każdego żywego stworzenia emanuje pewna gama kolorów, niczym tęczowe pole energii, którego istnienia nawet nie jesteśmy świadomi. Nie jest to ani niebezpieczne, ani straszne, ani - ogólnie biorąc - złe. To po prostu widoczna (przynajmniej dla mnie) część pola magnetycznego.
     Przed wypadkiem nie miałam pojęcia o takich rzeczach. I nie posiadałam zdolności widzenia aury. Ale od chwili, kiedy obudziłam się w szpitalu, już widziałam wszystkie kolory.

     - Dobrze się czujesz? - spytała wtedy rudowłosa pielęgniarka, spoglądając na mnie z zaniepokojeniem.
     - Tak, ale dlaczego jest pani cała różowa? - zmrużyłam oczy, nieco skonfundowana pasteloworóżowym blaskiem, który ją otaczał.
     - Czemu jestem różowa? - Pielęgniarka próbowała ukryć zaskoczenie.

     - No tak, różowa. Cała, ale najbardziej wokół głowy.
     - W porządku, kochana, musisz odpocząć. Połóż się, a ja wezwę lekarza. - Wycofała się z pokoju i pobiegła korytarzem.
     Dopiero kiedy poddano mnie dziesiątkom badań okulistycznych, prześwietleń tomografem komputerowym i testów psychologicznych, nauczyłam się trzymać informacje o kolorach dla siebie. A kiedy zaczęłam słyszeć cudze myśli, poznawać czyjeś życie dzięki dotykowi i regularnie spotykać się ze zmarłą siostrą, wiedziałam już, że muszę ukrywać swoje tajemnice.
     Chyba już tak przyzwyczaiłam się do tego daru, że zapomniałam, iż kiedyś do nie miałam. Jednak gdy zobaczyłam Damena pozbawionego jakiejkolwiek aury oprócz własnej "boskości" i czarnego lakieru beemki, przypomniałam sobie z trudem, że kiedyś wiodłam szczęśliwe, normalne życie.
     - Ever, prawda? - odzywa się Damen, a jego twarz rozświetla uśmiech, odsłaniając idealnie (oczywiście) białe i równe zęby.
     Stoję jak słup soli, próbując oderwać od niego wzrok, a Miles znów zaczyna znacząco chrząkać. Przypominając sobie, jak bardzo nie lubi, gdy się go ignoruje, wskazuję ich sobie nawzajem dłonią i odzywam się.
     - Rany, przepraszam! Miles, to jest Damen. Damen, Miles. - Gestykuluję, ale nie przymykam oczu nawet na chwilę.
     Damen zerka na Milesa, kiwa głową i znów zwraca się do mnie. Wiem, że to zupełne szaleństwo, ale przez ten ułamek sekundy, gdy się odwrócił, poczułam dziwny chłód i niespodziewaną słabość.

      Cudowne spojrzenie powraca, niosąc ze sobą spokój i ciepło.
      - Mogę o coś prosić? - uśmiecha się. - Pożyczysz mi swój egzemplarz Wichrowych Wzgórz? Muszę trochę nadrobić, a nie będę miał czasu, żeby iść dzisiaj do księgarni.
      Sięgam do plecaka, wyciągam podniszczoną książkę i trzymając ją końcami palców, podaję Damenowi. Część mnie pragnie choćby musnąć jego dłoń, nawiązać kontakt z boskim nieznajomym, ale druga część - silniejsza, mądrzejsza, świadoma - protestuje, bojąc się tego nagłego napływu wiedzy, który pojawia się z każdym dotykiem.
       Dopiero kiedy Damen wrzuca lekturę na siedzenie, zakłada okulary i mówi: "Dzięki, do jutra" - zdaję sobie sprawę, że oprócz delikatnego dreszcze ekscytacji nic się nie stało. Zanim mam okazję się pożegnać, on wyjeżdża z parkingu i znika.
     - Bardzo cię przepraszam - wtrąca się Miles, kręcąc głową i siadając obok mnie. - Ale kiedy mówiłem o gęsiej skórce i zawrotach głowy, nie chciałem wcale, żeby ci się to przytrafiło. Ever, co się w ogóle stało między wami? Bo nagle zrobiło się strasznie dziwacznie, jakbyś na miejscu postradała zmysły i postanowiła od dziś prześladować biednego Damena. Kurczę, myślałem, że trzeba będzie biec po defibrylator. A na dodatek możesz się cieszyć, że nie było tu naszej kochanej Haven, bo muszę ci niestety przypomnieć, że ona pierwsza zaklepała sobie Damena...
     Miles nie przestaje gadać; paple przez całą drogę do domu. Pozwalam mu na to, prowadząc jak automat, a palcem nieprzytomnie gładzę grubą czerwoną bliznę na moim czole - tę, którą ukrywam pod grzywką.
     W końcu jak mam wyjaśnić sobie to, że od czasu wypadku jedynymi osobami, których nie potrafię usłyszeć, których dotyk nie wywołuje we mnie jasnowidzenia i których aury nie widzę, są... ludzie martwi?
________________________________________

Tak bardzo zawaliłam. Jednakże nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. :)